piątek, 16 października 2009

Homeopatyczne środki antykoncepcyjne

Skoro homeopatia jest taka silna i skuteczna, to czy istnieją skuteczne homeopetyczne środki antykoncepcyjne? :) A jak wyglądałby ostry dyżur, na którym leczymy pacjentów środkami homeopatycznymi? :)



Pamięć wody sprawia, że rozcieńczone molekuły w wodzie tworzące środki homeopatyczne mają być skuteczniejsze od konwencjonalnego leczenia?;) Ciekawe co by było, gdyby pijący homeopatyczne wino, napił się oryginału... śmierć na miejscu po pierwszym łyku z racji na stężenie...

W USA za przepisanie leku homeopatycznego lekarz traci prawo wykonywania zawodu. No, ale przecież jest to (na) niby skuteczne... bo ludzie lubią wierzyć w tajemne moce, magię, po prostu wyznają tajemne i niezbadane moce. A dlaczego krytykujący homeopatię bywają uciszani? Cóż, gdyby ktoś w Polsce na prawdę się tym tematem zajął jak w USA, firmy oferujące homeopatię straciłyby z pewnością dużo.

Dodajmy jeszcze troszkę smaczku na koniec. Jeśli myślisz racjonalnie, rozumujesz logicznie, polecam artykuł prof. Andrzeja Gregosiewicza o homeopatii, szkodliwości i nieracjonalności homeopatii. Tu znajdziesz więcej o homeopatii.

wtorek, 22 września 2009

Hossa czy bessa? Ważne są tylko własne decyzje.

W maju 2009 pisałem o tym, że moda na kryzys przemija. Jak zaobserwuje się do jakich poziomów dotychczas doszły indeksy i większość akcji, można dojść do wniosku, że inwestowanie w TFI czy ślepa wiara w słowa analityków nie są właściwą metodą zarabiania na rynkach kapitałowych. Jak mawia Warren Buffet "Wall Street to jedyne miejsce na świecie, gdzie ludzie jeżdżący Rolls-Royce'ami radzą się tych, którzy jeżdżą metrem". Oni doradzają i zarządzają Twoją gotówką, dopóki się ona nie skończy.

Co więc warunkuje znamiona sukcesu lub sam sukces? Szczęście lub elementarna wiedza na temat rynku i biznesów, w które inwestujesz. Na pierwszym daleko nie zajedziesz, na drugim masz znacznie większe szanse. Oczywiście optymalnie, gdy zachodzą oba warunki. Bardzo pomocnym jest również analizowanie psychologii tłumu (analiza techniczna).

Jak najbardziej, odrobiłem od marca do sierpnia 2009 około 95% wszystkich strat z czasu tąpnięcia od jesieni 2007, kiedy zacząłem jako "żółtodziób" inwestować. Straty były spowodowane nie do końca przemyślaną serią decyzji. Wiedza kosztuje. Traktowałem zawszę tą stratę jako opłatę za praktyczną naukę. Zdobyte od tamtego czasu doświadczenie i poszerzanie wiedzy zaprocentowało.

Nie odnoszę wrażenia, że jestem "orłem" - można było znacznie lepiej zarządzać swoimi aktywami i wyjść w tym czasie na duży plus. Porównując się jednak do najpopularniejszych TFI, które teraz potrzebują jeszcze ok. 50%, aby odrobić straty, mogę stwierdzić, że dobrze postąpiłem zarządzając portfelem samodzielnie. Rozumiem, że TFI mają trudniej - obracają zbyt dużą gotówką. W przypadku hossy pompują ją, w przypadku bessy pogłębiają spadki. Dlatego wolę rolę drobnego inwestora i testuję TFI aktywnej alokacji, które mnie pozytywnie rozczarowały.

Kończąc ten wpis zastanawiam się "Co dalej będzie?" Decyzji nie sugeruję, choć wycofałem znaczną część kapitału z rynku. Wielkich długotrwałych wzrostów chwilowo nie czuję (spodziewałbym się nawet lekkich spadków), chyba że TFI zaczną się masowo reklamować i miliardy wpadną do TFI od tych, którym jeszcze trochę gotówki zostało na super oprocentowanych 5% lokatach;) Napompuje to GPW tworząc jakąś hossę, w której wartość faktyczna spółki nijak się będzie miała do jej zbyt dużej wartości na rynku, a później znów się historia powtórzy...

wtorek, 2 czerwca 2009

Cudowny lek FUKITOL - zażyj zanim będzie gorzej



Zastosowanie:
- przygnębienie
- przepracowanie
- niska samoocena
- problemy w domu
- problemy finansowe
- problemy w pracy

Badania kliniczne wskazują na możliwe przyczyny:
- branie zbyt dużo na siebie
- brak asertywności
- "miarka się przebrała"
- chcą, żebyś był robotem lub nim już jesteś
- jesteś właśnie na równi pochyłej

Działanie:
- Odprężające
- Ułatwiające myślenie
- Zwiększające produktywność

Dawkowanie:
- Doraźnie przyjmij dawkę FUKITOL 1000mg, włącz myślenie.
- Zaplanuj jak "ubić potwora" i zacznij działać.
- Kurację powtarzać do wystąpienia pożądanego efektu.
- Przed spaniem zażywać FUKITOL FORTE.

poniedziałek, 11 maja 2009

Dojazdy do pracy, miejsce zamieszkania i jakość życia

Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. (...) Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. (...) Płaszcz zakładam, opłaca mi się rozbierać po śniadaniu? (...) Jestem za piętnaście siódma (...) w robocie i jeszcze mam kwadrans, to sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie nie muszę zostawać coś zjeść, tylko prosto do domu i góra 22:50 jestem z powrotem...



To zabawny urywek filmu. Znam jednak rzeczywiste przypadki. Osoba spoza dużego miasta M jest w stanie dojechać z odległości 160km do miejsca X w M (w tym przez miasto M) przez 2.5h, podczas gdy mieszkaniec miasta M dojeżdża co dzień do pracy w miejsce X w M zwykle przez ok. 1.8-2.0h. Doliczmy jeszcze do tego mieszkanie kupione za cenę 2x wyższą niż ten pierwszy... żeby mieć bliżej do pracy... o 0.5-0.7h.
Spotkałem się także z przypadkami takich, którzy pracują w jednej ze znanych korporacji:
- 8h gdy mają urlop,
- 12h - 8:00-20:00 - w każdy dzień roboczy poza urlopem.
Wtedy faktycznie jest się w domu "góra 22:50".
Następnego dnia powtórka. Wstać o 5:00. Dojazd. Praca. Dojazd. Spać.
Gdzie jest czas na życie?

Czy faktycznie to świadomy wybór, czy tak się redukuje dysonans poznawczy i boi się rozpatrywać te tematy krytycznie? Może faktycznie były to trafne decyzje, ale zawsze warto się zastanowić:
1. Czego na prawdę potrzebuję i czego chcę?
2. Czy jestem robotem?
3. Czy opłaci się kupić to 5-10% tańsze mieszkanie na obrzeżach wielkiego miasta z kiepskim dojazdem? Patrz 3xlokalizacja.
4. Co będę mieć z tego, że zarobię więcej, jeśli nie będę mieć czasu na skorzystanie z tego? Czy jest to realizacja punktu 1? Patrz PITA.

Moda na kryzys przemija

Moda na kryzys przemija, teraz moda na świńską grypę.

Dla przypomnienia niedawno media "trąbiły" o kryzysie jak teraz o świnkach, a wcześniej była moda na ptasią grypę i kurczęta ;)
Według WHO na SARS do maja 2003 roku zmarło 770 osób, a na ptasią grypę ok. 130 osób. W wyniku zachorowania na świńską grypę umarło do tej pory ok. 150 osób. - źródło news.money.pl

W samych USA około 40 000 rocznie ludzi umiera z powodu powikłań pogrypowych.
Przez AIDS codziennie 5700 osób. O co ta panika?

Do meritum. Skoro media zaczęły się interesować nowym tematem, czy nie czas spojrzeć realnie na wykresy liderów i wybicia wśród spółek giełdowych? Bez problemu w ciągu ostatnich 3 miesięcy 2009 można było zarobić na pozycji długiej powyżej 20-50%, a nawet ponad 100%. (np. KGHM, JUTRZENKA, DGA, PULAWY). Niezły kryzys! Żeby nie być gołosłownym Jutrzenka średnio po 1,67PLN, "kiszę" od 120 dni.

Ale potrzebne było wytłumaczenie: ciężko jest, będziemy mniej płacić pracownikom; jest kryzys, to nie płacimy naszym dostawcom za serwis; w domyśle wszyscy nas zrozumieją... nie udaje się sprzedawać, bo kryzys; mamy długi od kilku miesięcy, bo kryzys (tylko że te długi powstały przed kryzysem)... itp, itd...

Oczami prawie laika - może jeszcze za wcześnie mówić o hossie, ale zanim przeciętny Kowalski się obudzi, znów będzie kolejna "górka", nakupi funduszy, bo tak mu powiedzą "doradcy inwestycyjni" (czyt. sprzedawcy spadających noży) i rok później sprzeda ze stratą 20-50%.

Dopóki WIG nie spadnie nagle o 20-30%, to nie uwierzę, że jeszcze mamy kryzys :) Wątpię, aby było to prawdopodobne. Moda na kryzys przemija. To, co nas teraz czeka, to co najwyżej korekta ostatnich wzrostów. Nie wierzę, że ostatni dołek zostanie osiągnięty. Kryzys się już znudził.

piątek, 8 maja 2009

Jestem robotem... tempo, tempo, tempo, tempo

Produktywność, ludzie roboty a rozwój firmy lub organizacji.

Zatrzymaj się i zastanów:
1) czy jesteś robotem?
2) czy odpowiedź z punktu 1 Ci odpowiada?
Jeśli odpowiedź to 2xTAK, opuść ten wpis i wróć do swoich obowiązków.



Potrzebna terapia szokowa
Zwykle przez całe swoje życie "przeciętny Kowalski" nie dostrzega, że powinien się zastanowić nad tym co robi. Niektórzy znajdą czas na zadanie sobie pytania z początku posta: czy jesteś robotem? Zwykle pytanie przychodzi do głowy dopiero, gdy coś się w procesorach przepali, gdy jest whiskas zamiast mózgu. Coś a la terapia szokowa. Wypalenie zawodowe i frustracje z tym związane, to jakby odruch obronny przed uszkodzeniem głównego procesora w głowie lub znany ze świata komputerów kernel panic lub ekran śmierci. Granica zmęczenia materiału osiągnięta, stop! Włącz myślenie!

Powstanie człowieka-robota i utrwalenie stanu
Przygotowany przez rodziców, szkoły, do życia w społeczeństwie, w stylu przekazywanym z dziada pradziada, nie dostrzega, że może być lepiej. Wychowany przez zastraszanie "ciszej jedziesz, dalej zajedziesz" i "nie wychylaj się bo wypadniesz", nauczony przesadnej pokory, cieszy się tym, co ma, nie szuka więcej, nawet nie wie że może być lepiej. Do tego czasem jest pełen kompleksów. Najważniejsze to się dobrze uczyć i wykonywać swoje zadania. Szkoły uczą zwykle przetwarzania symboli, podstawiania do wzorów, ale bez zrozumienia. Uczy się bardzo dobrze, staje się wzorowym uczniem, ale nie rozumie po co to wszystko, nie potrafi użyć zdobytej wiedzy. Towarzyszy mu brak holistycznego podejścia do problemów, wyzwań, wykonywanych zadań.
Wszystko to sprawia, że łatwo przechodzi w tryb robota. Nawet jak mu jest źle, to po chwili zaczyna sobie to po swojemu tłumaczyć wpojonymi wartościami, daje o sobie znać dysonans poznawczy i już po chwili cieszy się, że dobrze być robotem.

Co złego w byciu robotem? Gdzie produktywność?
Niby nic... nawet robot pożądany jest w środowisku projektowym. Z drugiej strony czy osoba powtarzająca codziennie to samo, robiąca wszystko "na tempo", zapracowująca się, wykorzystuje swój intelekt produktywnie? Wątpliwe, a ponadto istnieje większe ryzyko błędów, pomyłek, głupiego działania, robienia niepotrzebnych rzeczy. Jeśli efekt pracy ma zależeć od użycia mózgu, to firma/organiacja ma problem. "Robot" musi swoje kwalifikacje gdzieś i kiedyś zdobyć, aktualizować się.
Praca mniej a lepiej, ilość nie przechodzi w jakość, skupienie się na tym co się robi, skuteczne planowanie, unikanie nadmiaru papieru i zautomatyzowanie swojej pracy - prowadzą do wzrostu produktywności i większej ilości wolnego czasu. Aby tego dokonać, trzeba chwilę odpocząć, dostrzec to i zacząć wprowadzać w życie Produktywność 2.0 (EN: Productivity 2.0).

Firma się rozwija, gdy jej pracownicy się rozwijają.
To nie dzięki pracownikowi robotowi firma się rozwija i jest konkurencyjna. Robot zwykle wykonuje swoje prace w sposób powtarzalny i nie zastanawia się nad sensem i celem swojej pracy. Niezbyt często zadaje sobie pytanie po co wiedzieć coś nowego? (o ile w ogóle, bo przecież nikt nie kazał się uczyć).
To ci, którzy mają odwagę przerwać tępe tempo, prowadzą do faktycznych zmian i wpływają na rozwój. Człowiek-robot musi stać się człowiekiem i świadomie kontrolować sytuację, wiedzieć czego chce. Wówczas pracodawca może odnieść dodatkowa korzyść stymulując pracownika zarządzając przez cele... pracownika. Umiejętnie zastosowane musi przełożyć się na faktyczne zwiększenie wydajności i rozwój całego złożonego bytu (firmy, organizacji, instytucji) oraz konkurencyjność na rynku dzięki innowacyjności i optymalizacji tej frakcji osób, które używają intelektu.

wtorek, 5 maja 2009

Brak kapitału na biznes to usprawiedliwienie lenistwa

Słowa pochodzą z ciekawego serialu internetowego www.milioneuro.tv odcinek monetyzacja. Autor Michał Napierała w bardzo fajny, kreatywny i przystępny sposób omawia poczynania jakie należy podjąć w celu zdobycia "miliona". Odcinki są filmami wysokiej jakości, które ogląda się z przyjemnością.

Każdy pomysł ma w sobie coś, co może zostać zburzone przez zwątpienie, sceptycyzm i zanegowanie ich w momencie, gdy dopiero tworzy się koncepcja. Gdy ktoś zacznie zarabiać na nim zaczynamy się pukać w głowę, przecież to było takie oczywiste... jak jajko Kolumba. Dlaczego w takim razie samemu nie wymyśliłeś naszej-klasy lub grona?

Pomysł okazuje się genialny w swojej prostocie, gdy ktoś zarobi na nim milion euro - milioneuro.tv




W zaniechaniu kolejny problem. Często chomikuje się pomysły bojąc się, że ktoś je ukradnie, zamiast je przemyśleć, stworzyć plan działania i zrealizować. Jeśli tego nikt nie zrealizował, to czemu nie spróbować? Gdy pomysł, który był taki genialny zostanie wrzucony do szuflady, stanie się kolejnym z cyklu wartych 12,50PLN z VAT, ewentualnie ktoś inny na nim zarobi i odniesie sukces dzięki efektowi pierwszeństwa, jak chociażby nasza-klasa, która była pierwsza na polskim rynku i nie ma drugiej ;)

Jeśli już musimy zaniechać, warto spisywać i co jakiś czas przeglądać. Tak czynił Arystoteles Onassis. Miał dużo ciekawych pomysłów, nie chciał o nich zapomnieć, ale chciał również skupić się na bieżących sprawach. Założył zeszyt, w którym notował pomysły. Na bieżąco analizował zapiski i w odpowiednim czasie pomysły wprowadzał w życie.

czwartek, 30 kwietnia 2009

Cel, plan, realizacja, satysfakcja - wszystko jest możliwe



Ilu z nas:
0. posiada potrzeby?
1. posiada cele? (umie potrzebę przekształcić na cel)
2. zastanawia się jak je osiągnąć?
3. potrafi znaleźć jakiś sposób nie spróbuje go użyć?
4. nie wątpi w osiągnięcie celu?
5. osiąga te cele?
6. czerpie satysfakcję i radość z ich osiągnięcia?

Wszystko jest możliwe, kwestia wyobraźni i zaangażowania.

Dlaczego tak wiele osób patrzy z zazdrością na jednostki, którym się udało? Jak przejść sprawnie punkty 2-5 i mieć pewność 6? Zwłaszcza w życiu prywatnym kluczem do sukcesu jest motywacja. Bazuje ona na celu oraz kompromisach, poświęceniach, które jednostka jest w stanie przyjąć, aby osiągnąć cel. Ponadto cel musi mieć wartość gratyfikacyjną, która przełoży się na satysfakcję, redukcję napięcia motywacyjnego. O motywacji pisałem także w poście zarządzanie przez cele pracownika.

Zatem zamiast siedzieć, zrzędzić i narzekać, obgadywać innych, zazdrościć, zastanów się co chcesz osiągnąć i zacznij działać. Jeśli wiąże się to często ze współczynnikiem PITA (Pain In The Ass; o PITA u Alexa), którego nie zniesiesz, to zastanów się czy na pewno tego chcesz.

Jeśli nie wykonasz pierwszego kroku, nie narzekaj na otoczenie, zastanów się nad sobą:
Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych - Konfucjusz.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Gust rzecz święta, czyli jak zepsuć wystrój wnętrza

... a przecież myślenie o kliencie się opłaca.

W dniu dzisiejszym ot tak, wpis w innym stylu. Niedzielnie z ciekawości przejrzałem sobie trochę ogłoszeń sprzedaży lubelskich nieruchomości. Począwszy od najdroższych, kwota powyżej 1mln PLN (jak na to miasto wysoka).



Prawie dobrze, prawie ok, gdyby nie "to zielone". Dobrze, powiedzmy, że były święta i czepiam się ;)



Obudowana nawet fajną glazurą (której było za mało?), właściwie zwykła wanna, ten dywanik, światełka... ta niebieska konewka... wszystko razem tworzy ekskluzywność... zgodnie z treścią ogłoszenia.


A teraz czas na "wyższy standard" (tak przeczytałem w ogłoszeniu).

To akurat rzecz gustu, ale tak jakoś tu szaro-buro.

Tapeta z jakąś fakturką, korek na ścianie i ta zwisająca paprotka...

Szczególnie tapeta pasuje do starej narzuty i dywaników z różnymi wzorkami (z wyprzedaży?). Kwiatek opleciony wokół świętego obrazka, bo trzeba było cokolwiek na ścianę rzucić, żeby nie było łyso. Ten standard jest wyższy niż co?


A to łazienka z innego domu o "bardzo wysokim standardzie". Może miała sprawiać wrażenie odnowionej, "czystej", ale projektant wnętrza był już chyba zmęczony resztą domu...


A tu dywaniki kolorystycznie idealnie pasują do całej reszty. Na szczęście sprzedający nie napisał nic o ekskluzywności czy wysokim standardzie. Mimo wszystko dywaników nie udało się chyba , prawidłowo dobrać przy aranżacji wnętrza. Dzięki białym ścianom można łatwo dostosować do własnych potrzeb, więc plus dla sprzedającego, że nie oszpecił ścian przez "byle co, byle było".


Tak ogólnie, to nie potrafię zrozumieć po co ludzie robią tzw. "kapitalny remont" i używają materiałów wykończeniowych "na odwal się", kiepskiej jakości, z wyprzedaży, i liczą przy tym, że dobrze sprzedadzą, bo przecież "po remoncie", bo "nowe". Szkoda tych środków, materiałów, tej pracy i czasu. W większości przypadków kupujący myślący poważnie o przyzwoitym wystroju na pewno całość zerwie/urwie/wyrwie i wyrzuci. I po co to? Czy nie lepiej pokazać, że się chce dobrze dla potencjalnego klienta i pomalować "na biało", wyrównać ściany gładzią lub inaczej przygotować dobry grunt i nie tworzyć dodatkowej pracy temu, kto będzie chciał zaaranżować wnętrze z gustem właściwym dla siebie? Kupujący myślący rozsądnie da wyższą cenę za nieruchomość przygotowaną pod dalsze jego prace niż za byle co, choć nie wiadomo po jak pracochłonnym remoncie. Myślenie o innych się opłaca.

Szczerze mówiąc, to tylko przykłady i przepraszam urażone osoby, jeśli znalazły tu wnętrza swoich lub znajomych domostw wystawionych na sprzedaż. Po prostu czasem warto zrobić lepsze fotki, bo dla większości zainteresowanych najważniejsze jest to "pierwsze wrażenie". Ewentualnie trochę pomyśleć czy warto robić remont "byle jak" przed sprzedażą... chyba, że podawanie nieprawdy jest celowe, bezczelne i z premedytacją, żeby marnować czas potencjalnego kupca / wynajmującego.

Dla chętnych obejrzenia ciekawszych przykładów z cyklu "jak schrzanić wystrój wnętrza" polecam ekskluziff.pl :)

Na koniec dwa zdjęcia fachowego podejścia do wystroju wnętrz. Pochodzą również z ogłoszenia sprzedaży (akurat nie lubelskiego). Do porównania z powyższym ;)


wtorek, 14 kwietnia 2009

Pragmatyzm Zasady Pareto

Zasada Pareto - prawo 80/20 - (PL | EN) odnosi się do wielu zjawisk/sytuacji i określa, że 80% konsekwencji wynika z 20% przyczyn. Nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego. Należy więc wybierać te czynności do wykonania, które dadzą największy efekt, są najbardziej ekonomiczne: przy 20% nakładów 80% wyników. Najtrudniej wybrać te właściwe 20%, ale możemy to uzyskać poprzez priorytetyzację polegającą na powtarzaniu tylko najbardziej efektywnych działań.

Zarówno w życiu prywatnym, jak i w karierze zawodowej, możemy zastosować prawo 80/20, aby odpowiednio zarządzać własnymi siłami i czasem. W ostatnich dniach natknąłem się na ciekawy wpis na blogu TesTeq ze słowami:

"Nie chodzi o ustalanie priorytetów, ale o ich rozpoznawanie." - David Allen

Wywiązała się dyskusja, która skłoniła mnie do tego posta. W powiązaniu z artykułem Alexa Barszczewskiego Generalista, czyli... powstaje nam narzędzie, które umiejętnie stosowane daje w codziennym działaniu prędkości warp (PL | EN) ;)

Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu prawa 80/20, nie musimy się rozwijać tylko w jednej dziedzinie, nie musimy pracować tylko nad jednym zagadnieniem, aby był z nas pożytek, abyśmy odnosili sukcesy. Co więcej, dywersyfikujemy inwestycję swojego czasu i zasobów, możemy osiągnąć różne cele na wielu polach działania.

Nie tracąc czasu na rzeczy mało istotne, skupiamy się na zagadnieniach przynoszących największą wartość dodaną. Prawidłowa priorytetyzacja działań skutkuje powtarzaniem najbardziej przybliżających nas do celu i odrzucaniem nieefektywnych. Dzięki praktyce, z czasem stanie się to naszą nieświadomą kompetencją, będziemy dokonywać wyborów intuicyjnie.

Dla ciekawych, tematy zaawansowane powiązane z Zasadą Pareto:
1. Rozkłady potęgowe i diagram Pareto
2. Analiza ABC i zasada Pareto

sobota, 11 kwietnia 2009

Technologie, początkujący programista i jego przyszłość

Każdemu programiście i liderowi zespołu programersów polecam wykład Developing Expertise: Herding Racehorses, Racing Sheep (Dave Thomas). Wykład ten można również odnieść do innych dziedzin życia. Kontrowersyjny post czas zaczać

Dave Thomas wyodrębnił 5 faz kompetencji. W tym wpisie skoncentruję się na drugiej - advanced beginner. Charakterystyka: zaczyna samodzielnie myśleć i rozpoznawać powtarzalne wzorce, ale ma problem z diagnozą usterek, nie rozumie ogółu, nad którym pracuje (poznaje dopiero silnik, nie widzi auta), więc potrzebuje prowadzącego. Wg badań najwięcej ludzi na świecie kończy zdobywanie nowych kompetencji na 2 etapie (polecam wykład).

Jeśli ów osobnik jest specjalistą IT, zwłaszcza programistą, jest zasypany coraz to nowszymi językami, technologiami, frameworkami, podejściami, metodykami, itp. Co się z nim dzieje?

"Nieustanne miotanie się pomiędzy kolejnymi dostawami świeżego mięcha (nowe frameworki i biblioteki) może powodować ciągłe dryfowanie na drugim (z pięciu) poziomie kompetencji. Permanentne przebywanie na poziomie advanced begginer zwykle kończy się paskudnym schorzeniem - onanizmem technicznym. Zjawisko to po raz pierwszy zaobserwowano na osobnikach z branży fotograficznej, którym to wydaje się, jakoby odpowiednio duża ilość megapikseli gwarantowała wykonanie dobrego zdjęcia".
[źródło - blog: Sławek Sobótka]

Każdy doświadczony rzecz jasna kiedyś był nowicjuszem, ale mając do czynienia z niektórymi nowicjuszami zauważam czasem chęć do pozostania właśnie na 2 poziomie. Po prostu lubią "składać te klocki", ale tylko w tym co znają lub chcą znać. Podstaw zwykle nie chcą, od razu robić. Produkt nie istnieje, ale "co mam robić". Palą się do pracy, ale technika jest ważniejsza od tego, nad czym pracują. Przychodzą nauczyć się "machać młotkiem", ale nie wiedzą co powstaje od "machania". Narzędzie istotniejsze niż efekt oraz sposób tworzenia. Czy poszłabyś/poszedłbyś do fryzjera, który umie używać nożyczek, ale nie umie strzyc?

Super sprzęt może się zmienić lub być w ogóle niepotrzebny za kilka lat:) Jeśli mentalność się nie zmienia, pozostając ciągle na tym poziomie poszukuje się coraz to nowszych młotków, powtarzając w swoim życiu ten sam scenariusz kilkukrotnie. Jeśli ktoś planuje się rozwijać, to jaka jest więc wartość tak zdobytych kompetencji i doświadczenia zawodowego? Raczej nikła, chyba że ktoś poznał przy okazji wzorce, archetypy lub domenę branży, coś uniwersalnego, co nie zmieni się tak łatwo.

Każdy ma wybór. Może być jednym z milionów, możliwym do wymiany trybikiem lub być tym nielicznym, który wie "o co c'mon". Jeśli ktoś nigdy nie oglądał prezentacji Shift Happens, polecam w tym kontekście.

piątek, 10 kwietnia 2009

Głos analityków giełdowych a wartość akcji

"Wall Street jest jedynym miejscem, do którego goście w rolls-royce'ach przyjeżdżają po poradę do tych, którzy jeżdżą metrem" - Warren Buffet.

W 2007 roku, po przeżyciu ostatnich szczytów hossy i kilku miesiącach obserwacji giełdy i eksperymentów inwestycyjnych, można było już mówić o bessie. Pisałem wówczas, że czytając rekomendacje, komentarze dotyczące rynku, można stwierdzić, że nic nie wnoszą. Ilość informacji dotyczących opinii o rynkach finansowych znosi się wzajemnie i dąży do zera. Kilkanaście miesięcy później, utrzymuję stanowisko. To wszystko dla ludzi, których razi wiedza i wolą za nią zapłacić... oraz potencjalnie zapłacić za swe nietrafne decyzje spowodowane ślepą wiarą w "cudne" rekomendacje bez gwarancji.

Z autopsji...

Dla indywidualnego inwestora ślepa wiara w te rekomendacje zwykle będzie nietrafiona. Uwierzyłem kilku rekomendacjom kupując pakiety akcji w końcówce 2007 roku jako żółtodziób. Dlatego przestrzegam przed rekomendacjami, które wg jednego z artykułów Forbes z wydania 2008 roku, są opóźnione o kilka miesięcy.

Dla przykładu po spadku o 50% od debiutu zakupiłem pakiet
JW Construction. Cena około 30PLN/akcję. Na debiucie powyżej 70PLN/akcję, więc nie dziwię się, że J. Wojciechowski odkupił w kwocie 35PLN/akcję i poniżej, zwiększając zaangażowanie... czysty zysk. Po ile wówczas były aktywne rekomendacje tej spółki? Zgaduj zgadula;) przeszło 120PLN! Ostatni dołek w grudniu 2008 około 4PLN, obecnie około 9PLN. Kolejna to Polnord. Mark Twain. jeśli mnie pamięć nie myli mówił, żeby kupować ziemie, bo jej będzie zawsze tyle samo. Polnord posiada spory portfel działek pod budowę. Kupiłem w okolicach 100PLN/akcję, nie sprzedałem po 120PLN widząc rekomendacje powyżej 200PLN... sprzedałem ze stratą, gdy zaczęło pikować. Dołek poniżej 20PLN. Inne spółki to na przykład LOTOS, który realizuje program 10+ (osobiście uważam, że warto się tym walorem interesować pomimo zadłużenia spółki). Wycena analityków wóczas ponad 50PLN. Zakupiłem po 30PLN, wyszedłem ze stratą. Kilkanaście miesięcy później, gdy aktywne były rekomendacje szanujących się domów maklerskich wyceniających powyżej 28PLN, po rekomendacji Unicredit, gdzie była wycena na 0PLN (zero) kurs pikował w okolice 7PLN. Jak była trafna? Nie rozśmieszajcie mnie. Unicredit zadziałał na tłum panikarzy. Po co to zrobili? Można snuć różne domysły. Akcje 4 miesiące później odbiły powyżej 16PLN. Miesiąc wcześniej analizując technicznie oraz analizując tylko wcześniejsze zyski spółki, kupiłem drobny pakiet płacąc 11PLN/akcję... i w sumie możnaby ten zysk już zrealizować :)

Komu więc służą te rekomendacje? Wpływaniu na tłum frajerów gotowych za nie zapłacić? Chyba... Dodatkowo bazują na danych historycznych. Co więcej, mogą nie uwzględniać tego, co już zdyskontował rynek naszpikowany inwestorami mającymi lepszą wiedzę niż analitycy.

Skoro rady analityków są takie wspaniałe, to dlaczego sami nie są bogaci dzięki zastosowaniu wiedzy którą sprzedają? Zwykle większe zyski mają ze sprzedaży złudzeń niż wykorzystaniu tej wiedzy do własnych inwestycji. Pisze o tym chociażby Alexander Elder w książce "Zawód inwestor giełdowy" w rozdziale dotyczącym guru giełdowych. Krytycznie "wartości" prognoz pisze także Mary Buffet w książce "Tao Warrena Buffeta".

Czemu więc wierzyć rekomendacjom? To taki sam towar jak każdy inny. Wszystko da się sprzedać, ale czy warto kupować towar bez gwarancji?:D Można poczytać jak się nudzisz, bo czasem coś fajnego napiszą, ale zdarza się, że sami sobie zaprzeczają.

Lepiej naucz się podstaw analizy fundamentalnej, rachunkowości, anality technicznej, obserwuj, ćwicz i decyduj sam. Do tego możesz podglądać prywatne blogi profesjonalnych analityków, bo można się od nich coś nauczyć, ale wystrzegaj się osób, które używając Twojej gotówki proponują Ci zyski, a nic nie gwarantują. Ich prognozy są, albo zbyt optymistyczne (patrz wyżej), albo służące czyimś interesom (może samemu Unicredit?;)).

Ponadto rekomendacje bywają opóźnione, nie bazują na aktualnych danych. Pamiętaj, wg definicji rekomendacja to tylko poparcie, pozytywna opinia. Słowa analityka nic nie gwarantują. Lepszym gwarantem będzie zdrowy rozsądek w wydawaniu własnych funduszy. Niezależnie czy TFI, czy GPW, czy Forex, czy np. waluty w kantorze lub sztabki złota.

Oliwy do ognia oczywiście zawsze dolewają media. W sierpniu 2007, gdy realiści zaczęli już się wycofywać z giełdy, nasze polskie media mówiły "spokojnie to tylko panika". Nawet Pan Kuczyński, później bardzo często widywany w TV jako jeden z największych speców Xelion. Analityk finansowy to też człowiek, tak jak Ty. Mylić się może, więc decyzję podejmujesz i tak samodzielnie, na własną odpowiedzialność.

czwartek, 19 marca 2009

Zarządzanie przez cele (MBO - Management By Objectives) a człowiek

W wielu firmach istnieją systemy oceny pracowników. Czy są one dobrze skonstruowane? Czy w ogóle muszą występować? Zastanówmy się co ze sobą niosą i komu służą.

Przełożeni w działach zmuszani są do realizacji celów niezależnie od możliwości ich realizacji. Dba się o pomiary, liczby, wskaźniki, ilość, a zapomina o faktycznej jakości pracy oraz z czego ona wynika. Dlaczego? Bo o jakości coś więcej powiedzieć dopiero po czasie T od momentu osiągnięcia celu. Dodatkowo kierownicy zespołów mają poczucie winy, gdy muszą oceniać. Nie zawsze czynią to zgodnie z zamierzeniami pomysłodawcy ocen. Posiadając poczucie winy może zabraknąć im konstruktywnej krytyki.

Członek zespołu oraz jego przełożony mogą zostać zdegradowani do roli trybiku, zasobu, czasem przedmiotu. Ważna jest maszyna, nie poszczególna część, a poszczególne trybiki z powodu braku własnej inteligencji są bezużyteczne poza nią. Gdzie więc przy takich systemach ocen miejsce na potrzeby i cele samego pracownika? Zakłada się od razu zbieżność z celami firmy, zapominając, że pracownika należy pytać czego oczekuje od firmy.

Z przekonaniem, że jeśli byłoby inaczej, pracownik nie byłby pracownikiem firmy, firma jakoś funkcjonuje, lecz wszystko ze szkodą dla pracownika, współpracowników oraz klientów firmy. Jeśli pracownik przestanie się utożsamiać z celami firmy, sam odejdzie. Szanujmy pracownika, gdy nam na nim zależy, a odwdzięczy się dobrą pracą. Nie wymachujmy też kijem, bo choć pracownik wykona pracę, nie przyłoży się do niej, nie zwiększy to jego kreatywności.

Do oceny pracownika wykorzystywany jest często opis stanowiska. Bada się wskaźniki wywiązywania się z obowiązków. Nieważne jak dobrze opisany, jest sztuczny i nie uwzględnia wszystkich aspektów pracy. Wyższe umieszczenie pracownika w hierarchii firmy oznacza bardziej złożone wyzwania, z którymi ma się zmierzyć. Trudniej więc wyznaczyć wtedy realne cele. To, co opiszemy to tylko część wysiłku, jaki podejmie na co dzień, zwłaszcza gdy wyniki jego pracy zależą od współpracowników.

Od oceny do oceny oczekuje się od podwładnych wyznaczania coraz to ambitniejszych celów. O jakieś N-procent ambitniejsze od poprzednich. Jeśli cele będą zbyt niskie, zaingeruje przełożony lub przełożony przełożonego uznając za mało ambitne. Gdy będą one zbyt ambitne, to i tak zakłada się, że podwładny wziął na siebie ten cel i będzie go realizował. Wszechobecna jest tu podstawowa ułomność gatunku ludzkiego - niezdolność zrozumienia funkcji wykładniczej ("The greatest shortcoming of the human race is our inability to understand the exponential function").

W pewnym momencie pracownik staje się szczurem w labiryncie, szczurem który wg prowadzącego eksperyment zakłada, że skieruje się ku jedzeniu. Takie zarządzanie przez cele różni tylko od eksperymentu możliwość wybrania jednej z potraw przez szczura - pracownika. Wyścig szczurów niszczy jednak ludzi i firmę.

Jasne, że obowiązkiem pracownika jest spełnianie wymagań firmy. Potrzeby człowieka to jednak najsilniejsza motywacja. Takie podejście do pracownika daje w wyniku synergię. Ignorowanie potrzeb (zwłaszcza psychologicznych i psychicznych) pracownika jest błędem. Spada wtedy efektywność pracownika, który na co dzień walczy z samym sobą oraz firmą, a jednocześnie dąży do wyznaczonych celów, które musiał zaakceptować, choć się z nimi nie zgadzał. Dlatego właśnie zarządzanie przez cele musi uwzględniać cele człowieka.

Niezbędne są rozmowy przełożonych z podwładnymi, a pracownikowi należy dać możliwość swobodnej wypowiedzi o swoich aspiracjach, planach, problemach, potrzebach finansowych. Jeśli chcemy stworzyć lepszy MBO, konieczne jest również poznanie charakteru pracownika oraz poziomu jego kompetencji. Nie można wystawiać w wyścigu owiec, ani paść koni wyścigowych. Błędem jest także publiczna ocena wyborów pracownika, jeśli przełożonemu wydaje się, że wybrał złą ścieżkę, a pozostał w firmie. To sam pracownik wybiera, jeśli ma taką możliwość. To jego cele były zbieżne z firmą, a firma powinna być dumna, że doświadczony pracownik pozostał i będzie wspierać realizację jej celów w zgodzie ze sobą. W przeciwnym wypadku problem dotyczy pracownika, współpracowników, pracodawcy.

Na podstawie przemyśleń po przeczytaniu (polecam): Harry Levinson "Psychologia Przywództwa", oryg. "Harry Levinson on the Psychology of Leadership".

piątek, 6 marca 2009

Get what you pay for - pozornie tani wykonawca projektu

Get what you pay for - temat "wałkowany" w wielu dziedzinach, ale niestety do wielu prominentnych decydentów biznesowych nadal nie dociera, że zawsze otrzymuje się to, za co się płaci. Statystyka współpracy wielu firm realizujących projekty z ich klientami pokazuje, że brak zrozumienia zasady "get what you pay for" najczęściej prowadzi przedsięwzięcia do katastrofy po obu stronach.

Podstawy prowadzenia projektów, które osoba na decyzyjnym stanowisku musi znać, powinny pomóc w zrozumieniu powagi tytułu tego artykułu. Zlecenie opracowania skomplikowanego tematu słabemu wykonawcy, nieposiadającemu odpowiednich zasobów, doświadczenia czy wiedzy do realizacji, ale za to taniemu, zwykle doprowadzi do fiaska projektu. Zawsze budzi się ta myśl, "przecież mnie się uda, nie ma zagrożeń, jestem wyjątkowy". Jeśli tak się myśli, trzeba się posłać na kurs zarządzania ryzykiem ;)

Fundamentalną podstawką każdego projektu jest trójkąt ograniczeń projektu zwany również żelaznym trójkątem, którego zasady muszą być znane obowiązkowo zarówno po stronie zamawiającego, jak i wykonawcy. Pamiętajmy "(...) mnie oszukasz, przyjaciela oszukasz, mamusię oszukasz ale życia nie oszukasz (...)" i trójkąta ograniczeń projektu też nie oszukasz :)

Odwołując się do macierzy kompromisów projektowych jeden z czynników jest stały, drugi optymalizowany, a dwa negocjowalne. Parametry jakie mamy do dyspozycji to: zakres, czas, budżet, jakość. Zmiana jednego z parametrów ma zawsze wpływ na pozostałe. Od obu stron wymaga się kompromisu, ale to zamawiający powinien ustalić kluczowy parametr stały, z czym bywają problemy.

Znany jest (prawdopodobnie) cel biznesowy, przygotowujemy projekt i określamy zakres, czas i spodziewana jakość oraz budżet (zleceniobiorca kryje się z nim zwykle do ostatniego momentu ze względu na negocjacje). Jeśli jest to projekt informatyczny, nietrudno go zawalić. Wg zleceniodawcy to normalnie taki cudny projekt, normalnie modelujemy cały otaczający świat, MATRIX, komputery wszystko same zrobią, rewelacja, same oszczędności, nie trzeba będzie pracować! Zleceniobiorca wycenia realizację wymagań... i zderzenie z rzeczywistością... Koszmar! Czemu tak drogo? Jeszcze ten czas realizacji! To nieakceptowalne! Zleceniodawca jeszcze często myśli Chcecie nas oszukać, albo naciągnąć! Nie ze mną te numery.

Wówczas jest szansa na brak przemyślenia, brak wybrania kluczowego parametru ze strony zamawiającego. Górę biorą emocje związane ze środkiem płatniczym. W negocjacjach, o ile wtedy do nich dojdzie zwykle zadominuje podejście - negocjujmy budżet, a reszta pozostaje stała, nie ustąpimy. Nic dziwnego, na środku płatniczym opiera się w naszej gospodarce wszystko. Z wielką chęcią rozmarzony zleceniodawca zostałby przy niezmienionych pozostałych parametrach. I tu miejsce na pułapkę. Mamy konflikt, dzięki emocjom zapomina się o teorii gier.

U zleceniodawcy pojawia się wtedy ktoś "kreatywny" i mówi "weźmy studenta" lub "weźmy tą mikro firmę, są w gotowości, zrobią dla nas wszystko, a bez nas nic nie znaczą" lub "to prosty projekt, na przykład chłopaki w telekomunikacji są sprytne, zrobią to w tydzień, prawie za darmo" i liczy w głowie dolary, jakie już zaoszczędził dzięki temu wspaniałemu pomysłowi. On jest pewny, że pierwotny wykonawca to za dużo chce, chce za dużo zarobić na jego krwawicy. On już nie negocjuje. On myśli "zawsze patrzę w oczy, kiedy z kimś rozmawiam, nigdy nie wykonuję niepotrzebnych ruchów". On jest twardy, jest człowiekiem z miasta. I właśnie ironicznie "(...) On jeszcze nie zdaje sobie sprawy, że wkrótce będzie miał pełne portki (...) jego słaba psychika już wysłała mu maila do nadciągającej kupy, że spotkanie jest w spodniach".

Gdy nadciąga termin zakończenia projektu: czy okaże się że albo budżet został kilkukrotnie przekroczony, albo faktyczny termin dostarczenia jest nierealny, albo to co zostało zrobione do niczego
się nie nadaje, a może student wyjechał, albo firma bez zasobów gospodarczych upadła, bo zleceniodawca ją wykończył? Jeśli tak się może stać, mamy do czynienia z porażką zespołu. Jest ona jednym z krytycznych obszarów projektu. Jeśli pośród innych obszarów krytycznych nie zostanie ona odpowiednio wcześnie zauważona, ryzyko porażki projektu wzrasta do 85%.

Całe szczęście, że wśród małych i średnich firm wiele na takie ryzyko stać ;) Przepłacają za projekty dzięki dumie, zarozumiałości i skąpstwie swoich pracowników. Niektórym cudze błędy nie wystarczają, bo "Nothing fails like success because we don't learn from it. We learn only from failure". Trzeba się uczyć na cudzych błędach i nie liczyć na łut szczęścia. Za darmo nic nie ma.

Dygresja... Jeśli myśli ktoś, że przecież wolne oprogramowanie jest darmowe, to nie do końca jest. Ktoś poniósł koszt, ktoś to wyprodukował, a teraz udostępnia (są różne powody i zawsze jakiś cel). Wad jest kilka, chociażby brak dokumentacji lub serwisu lub helpdesk (lub jest płatny), brak gwarancji, często używając wolnego oprogramowania trzeba swój produkt udostępniać darmo, albo zderzamy się z rzeczywistością, gdy nagle instytucja/organizacja, która kiedyś udostępniła swój produkt na licencji LGPL, w nowej wersji odchodzi od tego i cały skomplikowany projekt oparty częściowo na komponencie na tej licencji musi mieć zwiększony budżet (piszemy własny komponent lub kupujemy nową wersję). Ludzie muszą egzystować, a do tego potrzebne są środki płatnicze. Gdy komuś ich zabraknie, to przestanie być altruistą, a stanie się bardziej egoistą.

Wykonawca projektu może oczywiście zapłacić za dodatkowe zmiany prezentując coś zleceniodawcy, ale zawsze ktoś płaci. Powtórzę - życia nie oszukasz! Nie istnieją super promocje. Każda z nich ma w tle cel biznesowy lub jakieś braki. Jak ktoś robi za darmo, ma w tym cel, coś chce w zamian. Kupując drukarkę z wielkiej promocji może się okazać, że będzie ona np. bez głowicy drukującej, która leży na półce obok i kosztuje 90% wartości drukarki, a kabel USB trzeba dokupić za 5% wartości drukarki ;)

Trzeba być realistą i odpowiednio ważyć ryzyko. Kupowanie tanich rozwiązań jest domeną ludzi posiadających nadmiar gotówki i czasu.

środa, 4 marca 2009

Średnia geometryczna a średnia arytmetyczna w inwestowaniu

Inwestycja na giełdzie to taka prosta rzecz. Najważniejsze by kupować na dołku, a sprzedawać na górce. Jakże to proste, nieprawdaż? To dlaczego nie jesteś taki bogaty? Przecież średnio wszystko idzie w górę... ;)

Brak odróżnienia średniej geometrycznej i średniej arytmetycznej może być zgubny dla przeciętnego Kowalskiego, któremu wydaje się jakież to godne podziwu jak ktoś gra na giełdzie, "co grajo na giełdzie to zarabiajo miliony, łooooo". Cóż z tego, że jest taka i taka średnia, skoro ten najmądrzejszy Kowalski rzuca kasą, "bo na giełdzie można tylko zyskać w długim terminie", myśli zwykle kryteriami średniej arytmetycznej. A później przychodzi wujek Kryzys z bratankiem Płaczem ;)

Posiłkując się książką Mathematician Plays The Stock Market - John Allen Paulos, rozważmy w skrócie czym się to różni.

Aby zrozumieć średnią geometryczną w świecie finansów należy poznać wzór na odsetki składane i czym one są. Dla n-zamkniętych inwestycji średnia geometryczna to pierwiastek n-tego stopnia z [(1 + pierwszy-wpływ)(1+drugi-wpływ)...(1+n-ty wpływ)] minus 1. Jest to faktycznie średnia stopa zwrotu z tych n-zamkniętych inwestycji. Trzeba koniecznie pamiętać, że kapitał końcowy jednej inwestycji staje się kapitałem początkowym następnej.

Nieznajomość matematycznej definicji średniej rocznej stopy zwrotu (nieumiejętność odróżnienia średniej geometrycznej i arytmetycznej) prowadzi do mylnej oceny możliwości zwrotu z inwestycji. Przeciętny Kowalski posługuje się prawie zawsze jedyną znaną sobie średnią - średnią arytmetyczną.

Załóżmy, że masz 1000zł do zainwestowania.
Niech cena połowy Twych akcji będzie rosła o 80%, a połowa spadała o 60% w ciągu każdego tygodnia. Załóżmy, że kupujesz na początku, a sprzedajesz pod koniec tygodnia wszystkie akcje, zatem:
1) wg średniej arytmetycznej
- zyskujesz średnio 10% tygodniowo, tj. (0,8-0,6)/2
- po roku masz ok. 1mln 400tyś zł. i jesteś bogaty. Gratulacje?
2) wg średniej geometrycznej
- tracisz średnio 15% tygodniowo, tj. pierwiastek[(1+0,8)(1+0,6)]-1
- po roku masz ok. 1,95zł i straciłeś prawie wszystko. Jesteś frajer?

Magia? Nie. Matematyka i umiejętność użycia narzędzi matematycznych. Nic dziwnego, że nie ma nagrody Nobla z dziedziny matematyki skoro sama w sobie nic nie daje, a samą znajomość wzorów "można sobie wsadzić" ;)

Średnia geometryczna okazuje się tu wartością środkową i jednocześnie najbardziej prawdopodobną wartością po serii zysków/strat, najczęściej występującym zyskiem końcowym. Nie możemy wykluczyć, że komuś się uda uzyskać wartość bliską 1400000 zł jednak bardziej prawdopodobne, że będzie to bliskie 1,95zł.

To tylko niezbyt dokładny przykład jak ważne jest w życiu zdobywanie wiedzy na tematy, z którymi planuje się człowiek bliżej związać. Informacją jest to, co zmniejsza nieokreśloność. Posiadając więcej informacji, będziesz działać sprawniej. Czy to negocjacje, czy to życie codzienne, a może inwestycje. Informacja to najcenniejszy na świecie towar, ale o tym już innym razem.

wtorek, 3 marca 2009

Po co mi to wiedzieć?

Wiele osób ma awersję do wiedzy. Wiem również po sobie jak to się kończy czasowe zaniedbanie zdobycia nowej wiedzy, gdy odpuściłem swego czasu pewną naukę, aby zająć się bieżącymi sprawami. Zdawałoby się pilnymi, które z perspektywy czasu okazały się niewiele warte dla osób, dla których pierwotnie ich wykonanie było arcy-ważne. Wiedzę tą i tak musiałem zdobyć w innych okolicznościach, ale przez jej brak umknęło "po drodze" kilka ciekawych okazji polepszenia sobie życia. Kop studnię zanim odczujesz pragnienie.

Brak wiedzy z danej dziedziny zwykle prowadzi do przepracowywania się, krnąbrnego poszukiwania własnych rozwiązań. Potem się słyszy, jak ktoś ciężko tyra. Po co stwarzać świat od nowa? Ano dlatego, że większość ludzi jest zbyt leniwych żeby się uczyć i poznać dorobek innych, woli dojść do rozwiązań samemu niż poznawać jak ktoś coś zrobił. W naszym Polskim Narodzie jest to również cecha przednia. "Polak jest krnąbrny. Polak musi wszystko zrobić sam. Oczywiście po swojemu."

Większość ludzi kocha (mówiąc brzydko i kolokwialnie) "nie stać tak tylko napierdalać". Jakże ważne jest to, żeby ktoś im kazał to robić, przerzucać z kupki na kupkę, a nie mówił "przeczytaj dokumentację". Mało kto lubi dostawać dyspozycję RTFM. A szkoda... Chcesz zarabiać więcej - posiądź wiedzę i doświadczenie. Wiedza to najlepsza inwestycja. Zainwestuj w siebie. Jak mawiał kiedyś jeden z najlepszych nauczycieli, jacy mnie uczyli: "Co będziesz umieć, nikt Ci tego nie ukradnie!".

Zastanów się czy chcesz całe życie robić dokładnie co teraz. Czy chcesz się rozwijać, czy tkwić dokładnie tu gdzie jesteś. Czy chcesz potwarzać przez 7 lat jeden rok, czy mieć 7 lat doświadczenia? Zadbaj o własną swobodę wyboru swojego życia. Nie wypominaj więc lekarzom "pokaż lekarzu co masz w garażu", bo ludzie ci uczyli się więcej niż przeciętniak przez całe swoje życie, pomijając fakt że zwykle pracują 2x więcej niż przeciętniak, to i więcej zarabiać muszą.

By pracować mądrze, a nie ciężko - chociażby dlatego lepiej wiedzieć więcej. Jak mawia stare polskie przysłowie: "Nie chciałeś nosić teczki, teraz noś woreczki". Nie dziw się więc, że przez swoją niechęć do intelektualnego dorobku innych czegoś nie potrafisz zyskać.

Na koniec pewna anegdotę "krążącą w Internecie":
Amerykanie realizując program kosmiczny wydali miliony USD na długopis piszący w stanie nieważkości i ekstremalnych temperaturach. Rosjanie... wyposażyli swoich kosmonautów w ołówki.
Nie twierdzę, że Amerykanie nie zrealizowali przy okazji ciekawych badań i odkryć, ale jeśli pierwotną potrzebą było urządzenie piszące w kosmosie, to wystarczyłby ołówek;)

niedziela, 8 lutego 2009

Świat to złożony system...

Tytuł niniejszego posta pochodzi słów jednego z wybitniejszych naszych dziejów: "The World is a very complex system. It is easy to have too simple a view of it, and it is easy to do harm and to make things worse under the impulse to do good and make things better." - Kenneth Ewart Boulding (interdyscyplinarny naukowiec: nauki społeczne, ekonomia). Jako holista Boulding podkreślał, że nasze ludzkie zachowanie jest wbudowane w system, którego jesteśmy częścią. Aby zrozumieć nasze zachowania, musimy najpierw odnieść się do zbadania ekonomiki globalnego społeczeństwa, w którym żyjemy.

Nie możemy być społecznymi ignorantami. Musimy poznać czym jest wartość pieniężna, jak korzystać z pieniędzy (tfu!! środków płatniczych, ale o tym kiedy indziej), jaki jest przepływ pieniądza i jak to się wszystko ma do nas samych. Należy się zastanowić jaka jest rola każdego człowieka w tym wielkim organizmie, który wszyscy tworzymy, co dajemy, co bierzemy.

Uporządkujmy więc nasze otoczenie i spójrzmy na nie całościowo, przestańmy patrzeć redukcjonistycznie. Bez holistycznego spojrzenia na całość ludzie są podatni na manipulacje, ale takie jednostki społeczeństwa są potrzebne. Nie znaczy to jednak, że mają łatwiej.

W pewnym sensie porządek naszego świata zakłada pewną "nieświadomość" większości. Czy zawaliłby się, gdyby szkoły zaczęły uczyć, że nie jest ważna ciężka praca, nauka, bycie najlepszą jednostką w jakiejś społeczności, a ważne jest abyśmy umieli spoglądać na wszystko ogólnie bez zagłębiania się w szczegóły, bo "znajdzie się ktoś, kto to wszystko przyjdzie i zrobi"? Jak wyglądałaby wówczas jakość wytworów pracy? Co by było gdyby brakło naukowców, nauczycieli, specjalistów poświęcających się tylko jednej dziedzinie, albo tych którzy skończyli swoją edukację i nie chcą się dalej uczyć, chcą pracy, choć nie są w stanie dostosować się do dynamicznie zmieniających się warunków? Co by było, gdyby każdy stosował Zasadę Pareto lub podwójną Zasadę Pareto?

Redukcjonizm często prowadzi do niepojmowania faktów, bywa źródłem złośliwości, zawiści, zazdrości, a przede wszystkim frustracji. W tym szaleństwie jest metoda. Nie dajmy się zwariować. My sami możemy wykreować zmiany tak, aby wpasować się w ten skomplikowany mechanizm. Po całościowym ogarnięciu problemów ważne jest znalezienie złotego podziału naszych spraw i tych wystarczających 20% Zasady Pareto, ale nikt nie powiedział, że to zawsze jest łatwe i przyjemne ;) Wiele będzie zależało od przyjętego przez nas współczynnika PITA.

Przez pewien czas walcząc z trudem codzienności zapomniałem o tym blogu. Czas zacząć od nowa, opisać nieco przemyśleń związanych z codziennością, podejściem do życia i społeczeństwa. Część treści będzie się odnosić na pewno do tekstów, które można znaleźć w szeroko pojętym Internecie, część do książek które zdarzyło mi się większym lub mniejszym przypadkiem przeczytać;) Stare posty pozostawiam, może się komuś przydadzą. Osobiście kontynuuję przygodę związaną z inwestowaniem, ale nie jest to jedyne czym się zajmuję.