poniedziałek, 11 maja 2009

Dojazdy do pracy, miejsce zamieszkania i jakość życia

Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. (...) Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. (...) Płaszcz zakładam, opłaca mi się rozbierać po śniadaniu? (...) Jestem za piętnaście siódma (...) w robocie i jeszcze mam kwadrans, to sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie nie muszę zostawać coś zjeść, tylko prosto do domu i góra 22:50 jestem z powrotem...



To zabawny urywek filmu. Znam jednak rzeczywiste przypadki. Osoba spoza dużego miasta M jest w stanie dojechać z odległości 160km do miejsca X w M (w tym przez miasto M) przez 2.5h, podczas gdy mieszkaniec miasta M dojeżdża co dzień do pracy w miejsce X w M zwykle przez ok. 1.8-2.0h. Doliczmy jeszcze do tego mieszkanie kupione za cenę 2x wyższą niż ten pierwszy... żeby mieć bliżej do pracy... o 0.5-0.7h.
Spotkałem się także z przypadkami takich, którzy pracują w jednej ze znanych korporacji:
- 8h gdy mają urlop,
- 12h - 8:00-20:00 - w każdy dzień roboczy poza urlopem.
Wtedy faktycznie jest się w domu "góra 22:50".
Następnego dnia powtórka. Wstać o 5:00. Dojazd. Praca. Dojazd. Spać.
Gdzie jest czas na życie?

Czy faktycznie to świadomy wybór, czy tak się redukuje dysonans poznawczy i boi się rozpatrywać te tematy krytycznie? Może faktycznie były to trafne decyzje, ale zawsze warto się zastanowić:
1. Czego na prawdę potrzebuję i czego chcę?
2. Czy jestem robotem?
3. Czy opłaci się kupić to 5-10% tańsze mieszkanie na obrzeżach wielkiego miasta z kiepskim dojazdem? Patrz 3xlokalizacja.
4. Co będę mieć z tego, że zarobię więcej, jeśli nie będę mieć czasu na skorzystanie z tego? Czy jest to realizacja punktu 1? Patrz PITA.

Brak komentarzy: