czwartek, 30 kwietnia 2009

Cel, plan, realizacja, satysfakcja - wszystko jest możliwe



Ilu z nas:
0. posiada potrzeby?
1. posiada cele? (umie potrzebę przekształcić na cel)
2. zastanawia się jak je osiągnąć?
3. potrafi znaleźć jakiś sposób nie spróbuje go użyć?
4. nie wątpi w osiągnięcie celu?
5. osiąga te cele?
6. czerpie satysfakcję i radość z ich osiągnięcia?

Wszystko jest możliwe, kwestia wyobraźni i zaangażowania.

Dlaczego tak wiele osób patrzy z zazdrością na jednostki, którym się udało? Jak przejść sprawnie punkty 2-5 i mieć pewność 6? Zwłaszcza w życiu prywatnym kluczem do sukcesu jest motywacja. Bazuje ona na celu oraz kompromisach, poświęceniach, które jednostka jest w stanie przyjąć, aby osiągnąć cel. Ponadto cel musi mieć wartość gratyfikacyjną, która przełoży się na satysfakcję, redukcję napięcia motywacyjnego. O motywacji pisałem także w poście zarządzanie przez cele pracownika.

Zatem zamiast siedzieć, zrzędzić i narzekać, obgadywać innych, zazdrościć, zastanów się co chcesz osiągnąć i zacznij działać. Jeśli wiąże się to często ze współczynnikiem PITA (Pain In The Ass; o PITA u Alexa), którego nie zniesiesz, to zastanów się czy na pewno tego chcesz.

Jeśli nie wykonasz pierwszego kroku, nie narzekaj na otoczenie, zastanów się nad sobą:
Szlachetny człowiek wymaga od siebie, prostak od innych - Konfucjusz.

niedziela, 26 kwietnia 2009

Gust rzecz święta, czyli jak zepsuć wystrój wnętrza

... a przecież myślenie o kliencie się opłaca.

W dniu dzisiejszym ot tak, wpis w innym stylu. Niedzielnie z ciekawości przejrzałem sobie trochę ogłoszeń sprzedaży lubelskich nieruchomości. Począwszy od najdroższych, kwota powyżej 1mln PLN (jak na to miasto wysoka).



Prawie dobrze, prawie ok, gdyby nie "to zielone". Dobrze, powiedzmy, że były święta i czepiam się ;)



Obudowana nawet fajną glazurą (której było za mało?), właściwie zwykła wanna, ten dywanik, światełka... ta niebieska konewka... wszystko razem tworzy ekskluzywność... zgodnie z treścią ogłoszenia.


A teraz czas na "wyższy standard" (tak przeczytałem w ogłoszeniu).

To akurat rzecz gustu, ale tak jakoś tu szaro-buro.

Tapeta z jakąś fakturką, korek na ścianie i ta zwisająca paprotka...

Szczególnie tapeta pasuje do starej narzuty i dywaników z różnymi wzorkami (z wyprzedaży?). Kwiatek opleciony wokół świętego obrazka, bo trzeba było cokolwiek na ścianę rzucić, żeby nie było łyso. Ten standard jest wyższy niż co?


A to łazienka z innego domu o "bardzo wysokim standardzie". Może miała sprawiać wrażenie odnowionej, "czystej", ale projektant wnętrza był już chyba zmęczony resztą domu...


A tu dywaniki kolorystycznie idealnie pasują do całej reszty. Na szczęście sprzedający nie napisał nic o ekskluzywności czy wysokim standardzie. Mimo wszystko dywaników nie udało się chyba , prawidłowo dobrać przy aranżacji wnętrza. Dzięki białym ścianom można łatwo dostosować do własnych potrzeb, więc plus dla sprzedającego, że nie oszpecił ścian przez "byle co, byle było".


Tak ogólnie, to nie potrafię zrozumieć po co ludzie robią tzw. "kapitalny remont" i używają materiałów wykończeniowych "na odwal się", kiepskiej jakości, z wyprzedaży, i liczą przy tym, że dobrze sprzedadzą, bo przecież "po remoncie", bo "nowe". Szkoda tych środków, materiałów, tej pracy i czasu. W większości przypadków kupujący myślący poważnie o przyzwoitym wystroju na pewno całość zerwie/urwie/wyrwie i wyrzuci. I po co to? Czy nie lepiej pokazać, że się chce dobrze dla potencjalnego klienta i pomalować "na biało", wyrównać ściany gładzią lub inaczej przygotować dobry grunt i nie tworzyć dodatkowej pracy temu, kto będzie chciał zaaranżować wnętrze z gustem właściwym dla siebie? Kupujący myślący rozsądnie da wyższą cenę za nieruchomość przygotowaną pod dalsze jego prace niż za byle co, choć nie wiadomo po jak pracochłonnym remoncie. Myślenie o innych się opłaca.

Szczerze mówiąc, to tylko przykłady i przepraszam urażone osoby, jeśli znalazły tu wnętrza swoich lub znajomych domostw wystawionych na sprzedaż. Po prostu czasem warto zrobić lepsze fotki, bo dla większości zainteresowanych najważniejsze jest to "pierwsze wrażenie". Ewentualnie trochę pomyśleć czy warto robić remont "byle jak" przed sprzedażą... chyba, że podawanie nieprawdy jest celowe, bezczelne i z premedytacją, żeby marnować czas potencjalnego kupca / wynajmującego.

Dla chętnych obejrzenia ciekawszych przykładów z cyklu "jak schrzanić wystrój wnętrza" polecam ekskluziff.pl :)

Na koniec dwa zdjęcia fachowego podejścia do wystroju wnętrz. Pochodzą również z ogłoszenia sprzedaży (akurat nie lubelskiego). Do porównania z powyższym ;)


wtorek, 14 kwietnia 2009

Pragmatyzm Zasady Pareto

Zasada Pareto - prawo 80/20 - (PL | EN) odnosi się do wielu zjawisk/sytuacji i określa, że 80% konsekwencji wynika z 20% przyczyn. Nie jesteśmy w stanie zrobić wszystkiego. Należy więc wybierać te czynności do wykonania, które dadzą największy efekt, są najbardziej ekonomiczne: przy 20% nakładów 80% wyników. Najtrudniej wybrać te właściwe 20%, ale możemy to uzyskać poprzez priorytetyzację polegającą na powtarzaniu tylko najbardziej efektywnych działań.

Zarówno w życiu prywatnym, jak i w karierze zawodowej, możemy zastosować prawo 80/20, aby odpowiednio zarządzać własnymi siłami i czasem. W ostatnich dniach natknąłem się na ciekawy wpis na blogu TesTeq ze słowami:

"Nie chodzi o ustalanie priorytetów, ale o ich rozpoznawanie." - David Allen

Wywiązała się dyskusja, która skłoniła mnie do tego posta. W powiązaniu z artykułem Alexa Barszczewskiego Generalista, czyli... powstaje nam narzędzie, które umiejętnie stosowane daje w codziennym działaniu prędkości warp (PL | EN) ;)

Dzięki umiejętnemu wykorzystaniu prawa 80/20, nie musimy się rozwijać tylko w jednej dziedzinie, nie musimy pracować tylko nad jednym zagadnieniem, aby był z nas pożytek, abyśmy odnosili sukcesy. Co więcej, dywersyfikujemy inwestycję swojego czasu i zasobów, możemy osiągnąć różne cele na wielu polach działania.

Nie tracąc czasu na rzeczy mało istotne, skupiamy się na zagadnieniach przynoszących największą wartość dodaną. Prawidłowa priorytetyzacja działań skutkuje powtarzaniem najbardziej przybliżających nas do celu i odrzucaniem nieefektywnych. Dzięki praktyce, z czasem stanie się to naszą nieświadomą kompetencją, będziemy dokonywać wyborów intuicyjnie.

Dla ciekawych, tematy zaawansowane powiązane z Zasadą Pareto:
1. Rozkłady potęgowe i diagram Pareto
2. Analiza ABC i zasada Pareto

sobota, 11 kwietnia 2009

Technologie, początkujący programista i jego przyszłość

Każdemu programiście i liderowi zespołu programersów polecam wykład Developing Expertise: Herding Racehorses, Racing Sheep (Dave Thomas). Wykład ten można również odnieść do innych dziedzin życia. Kontrowersyjny post czas zaczać

Dave Thomas wyodrębnił 5 faz kompetencji. W tym wpisie skoncentruję się na drugiej - advanced beginner. Charakterystyka: zaczyna samodzielnie myśleć i rozpoznawać powtarzalne wzorce, ale ma problem z diagnozą usterek, nie rozumie ogółu, nad którym pracuje (poznaje dopiero silnik, nie widzi auta), więc potrzebuje prowadzącego. Wg badań najwięcej ludzi na świecie kończy zdobywanie nowych kompetencji na 2 etapie (polecam wykład).

Jeśli ów osobnik jest specjalistą IT, zwłaszcza programistą, jest zasypany coraz to nowszymi językami, technologiami, frameworkami, podejściami, metodykami, itp. Co się z nim dzieje?

"Nieustanne miotanie się pomiędzy kolejnymi dostawami świeżego mięcha (nowe frameworki i biblioteki) może powodować ciągłe dryfowanie na drugim (z pięciu) poziomie kompetencji. Permanentne przebywanie na poziomie advanced begginer zwykle kończy się paskudnym schorzeniem - onanizmem technicznym. Zjawisko to po raz pierwszy zaobserwowano na osobnikach z branży fotograficznej, którym to wydaje się, jakoby odpowiednio duża ilość megapikseli gwarantowała wykonanie dobrego zdjęcia".
[źródło - blog: Sławek Sobótka]

Każdy doświadczony rzecz jasna kiedyś był nowicjuszem, ale mając do czynienia z niektórymi nowicjuszami zauważam czasem chęć do pozostania właśnie na 2 poziomie. Po prostu lubią "składać te klocki", ale tylko w tym co znają lub chcą znać. Podstaw zwykle nie chcą, od razu robić. Produkt nie istnieje, ale "co mam robić". Palą się do pracy, ale technika jest ważniejsza od tego, nad czym pracują. Przychodzą nauczyć się "machać młotkiem", ale nie wiedzą co powstaje od "machania". Narzędzie istotniejsze niż efekt oraz sposób tworzenia. Czy poszłabyś/poszedłbyś do fryzjera, który umie używać nożyczek, ale nie umie strzyc?

Super sprzęt może się zmienić lub być w ogóle niepotrzebny za kilka lat:) Jeśli mentalność się nie zmienia, pozostając ciągle na tym poziomie poszukuje się coraz to nowszych młotków, powtarzając w swoim życiu ten sam scenariusz kilkukrotnie. Jeśli ktoś planuje się rozwijać, to jaka jest więc wartość tak zdobytych kompetencji i doświadczenia zawodowego? Raczej nikła, chyba że ktoś poznał przy okazji wzorce, archetypy lub domenę branży, coś uniwersalnego, co nie zmieni się tak łatwo.

Każdy ma wybór. Może być jednym z milionów, możliwym do wymiany trybikiem lub być tym nielicznym, który wie "o co c'mon". Jeśli ktoś nigdy nie oglądał prezentacji Shift Happens, polecam w tym kontekście.

piątek, 10 kwietnia 2009

Głos analityków giełdowych a wartość akcji

"Wall Street jest jedynym miejscem, do którego goście w rolls-royce'ach przyjeżdżają po poradę do tych, którzy jeżdżą metrem" - Warren Buffet.

W 2007 roku, po przeżyciu ostatnich szczytów hossy i kilku miesiącach obserwacji giełdy i eksperymentów inwestycyjnych, można było już mówić o bessie. Pisałem wówczas, że czytając rekomendacje, komentarze dotyczące rynku, można stwierdzić, że nic nie wnoszą. Ilość informacji dotyczących opinii o rynkach finansowych znosi się wzajemnie i dąży do zera. Kilkanaście miesięcy później, utrzymuję stanowisko. To wszystko dla ludzi, których razi wiedza i wolą za nią zapłacić... oraz potencjalnie zapłacić za swe nietrafne decyzje spowodowane ślepą wiarą w "cudne" rekomendacje bez gwarancji.

Z autopsji...

Dla indywidualnego inwestora ślepa wiara w te rekomendacje zwykle będzie nietrafiona. Uwierzyłem kilku rekomendacjom kupując pakiety akcji w końcówce 2007 roku jako żółtodziób. Dlatego przestrzegam przed rekomendacjami, które wg jednego z artykułów Forbes z wydania 2008 roku, są opóźnione o kilka miesięcy.

Dla przykładu po spadku o 50% od debiutu zakupiłem pakiet
JW Construction. Cena około 30PLN/akcję. Na debiucie powyżej 70PLN/akcję, więc nie dziwię się, że J. Wojciechowski odkupił w kwocie 35PLN/akcję i poniżej, zwiększając zaangażowanie... czysty zysk. Po ile wówczas były aktywne rekomendacje tej spółki? Zgaduj zgadula;) przeszło 120PLN! Ostatni dołek w grudniu 2008 około 4PLN, obecnie około 9PLN. Kolejna to Polnord. Mark Twain. jeśli mnie pamięć nie myli mówił, żeby kupować ziemie, bo jej będzie zawsze tyle samo. Polnord posiada spory portfel działek pod budowę. Kupiłem w okolicach 100PLN/akcję, nie sprzedałem po 120PLN widząc rekomendacje powyżej 200PLN... sprzedałem ze stratą, gdy zaczęło pikować. Dołek poniżej 20PLN. Inne spółki to na przykład LOTOS, który realizuje program 10+ (osobiście uważam, że warto się tym walorem interesować pomimo zadłużenia spółki). Wycena analityków wóczas ponad 50PLN. Zakupiłem po 30PLN, wyszedłem ze stratą. Kilkanaście miesięcy później, gdy aktywne były rekomendacje szanujących się domów maklerskich wyceniających powyżej 28PLN, po rekomendacji Unicredit, gdzie była wycena na 0PLN (zero) kurs pikował w okolice 7PLN. Jak była trafna? Nie rozśmieszajcie mnie. Unicredit zadziałał na tłum panikarzy. Po co to zrobili? Można snuć różne domysły. Akcje 4 miesiące później odbiły powyżej 16PLN. Miesiąc wcześniej analizując technicznie oraz analizując tylko wcześniejsze zyski spółki, kupiłem drobny pakiet płacąc 11PLN/akcję... i w sumie możnaby ten zysk już zrealizować :)

Komu więc służą te rekomendacje? Wpływaniu na tłum frajerów gotowych za nie zapłacić? Chyba... Dodatkowo bazują na danych historycznych. Co więcej, mogą nie uwzględniać tego, co już zdyskontował rynek naszpikowany inwestorami mającymi lepszą wiedzę niż analitycy.

Skoro rady analityków są takie wspaniałe, to dlaczego sami nie są bogaci dzięki zastosowaniu wiedzy którą sprzedają? Zwykle większe zyski mają ze sprzedaży złudzeń niż wykorzystaniu tej wiedzy do własnych inwestycji. Pisze o tym chociażby Alexander Elder w książce "Zawód inwestor giełdowy" w rozdziale dotyczącym guru giełdowych. Krytycznie "wartości" prognoz pisze także Mary Buffet w książce "Tao Warrena Buffeta".

Czemu więc wierzyć rekomendacjom? To taki sam towar jak każdy inny. Wszystko da się sprzedać, ale czy warto kupować towar bez gwarancji?:D Można poczytać jak się nudzisz, bo czasem coś fajnego napiszą, ale zdarza się, że sami sobie zaprzeczają.

Lepiej naucz się podstaw analizy fundamentalnej, rachunkowości, anality technicznej, obserwuj, ćwicz i decyduj sam. Do tego możesz podglądać prywatne blogi profesjonalnych analityków, bo można się od nich coś nauczyć, ale wystrzegaj się osób, które używając Twojej gotówki proponują Ci zyski, a nic nie gwarantują. Ich prognozy są, albo zbyt optymistyczne (patrz wyżej), albo służące czyimś interesom (może samemu Unicredit?;)).

Ponadto rekomendacje bywają opóźnione, nie bazują na aktualnych danych. Pamiętaj, wg definicji rekomendacja to tylko poparcie, pozytywna opinia. Słowa analityka nic nie gwarantują. Lepszym gwarantem będzie zdrowy rozsądek w wydawaniu własnych funduszy. Niezależnie czy TFI, czy GPW, czy Forex, czy np. waluty w kantorze lub sztabki złota.

Oliwy do ognia oczywiście zawsze dolewają media. W sierpniu 2007, gdy realiści zaczęli już się wycofywać z giełdy, nasze polskie media mówiły "spokojnie to tylko panika". Nawet Pan Kuczyński, później bardzo często widywany w TV jako jeden z największych speców Xelion. Analityk finansowy to też człowiek, tak jak Ty. Mylić się może, więc decyzję podejmujesz i tak samodzielnie, na własną odpowiedzialność.