Skoro homeopatia jest taka silna i skuteczna, to czy istnieją skuteczne homeopetyczne środki antykoncepcyjne? :) A jak wyglądałby ostry dyżur, na którym leczymy pacjentów środkami homeopatycznymi? :)
Pamięć wody sprawia, że rozcieńczone molekuły w wodzie tworzące środki homeopatyczne mają być skuteczniejsze od konwencjonalnego leczenia?;) Ciekawe co by było, gdyby pijący homeopatyczne wino, napił się oryginału... śmierć na miejscu po pierwszym łyku z racji na stężenie...
W USA za przepisanie leku homeopatycznego lekarz traci prawo wykonywania zawodu. No, ale przecież jest to (na) niby skuteczne... bo ludzie lubią wierzyć w tajemne moce, magię, po prostu wyznają tajemne i niezbadane moce. A dlaczego krytykujący homeopatię bywają uciszani? Cóż, gdyby ktoś w Polsce na prawdę się tym tematem zajął jak w USA, firmy oferujące homeopatię straciłyby z pewnością dużo.
Dodajmy jeszcze troszkę smaczku na koniec. Jeśli myślisz racjonalnie, rozumujesz logicznie, polecam artykuł prof. Andrzeja Gregosiewicza o homeopatii, szkodliwości i nieracjonalności homeopatii. Tu znajdziesz więcej o homeopatii.
piątek, 16 października 2009
wtorek, 22 września 2009
Hossa czy bessa? Ważne są tylko własne decyzje.
W maju 2009 pisałem o tym, że moda na kryzys przemija. Jak zaobserwuje się do jakich poziomów dotychczas doszły indeksy i większość akcji, można dojść do wniosku, że inwestowanie w TFI czy ślepa wiara w słowa analityków nie są właściwą metodą zarabiania na rynkach kapitałowych. Jak mawia Warren Buffet "Wall Street to jedyne miejsce na świecie, gdzie ludzie jeżdżący Rolls-Royce'ami radzą się tych, którzy jeżdżą metrem". Oni doradzają i zarządzają Twoją gotówką, dopóki się ona nie skończy.
Co więc warunkuje znamiona sukcesu lub sam sukces? Szczęście lub elementarna wiedza na temat rynku i biznesów, w które inwestujesz. Na pierwszym daleko nie zajedziesz, na drugim masz znacznie większe szanse. Oczywiście optymalnie, gdy zachodzą oba warunki. Bardzo pomocnym jest również analizowanie psychologii tłumu (analiza techniczna).
Jak najbardziej, odrobiłem od marca do sierpnia 2009 około 95% wszystkich strat z czasu tąpnięcia od jesieni 2007, kiedy zacząłem jako "żółtodziób" inwestować. Straty były spowodowane nie do końca przemyślaną serią decyzji. Wiedza kosztuje. Traktowałem zawszę tą stratę jako opłatę za praktyczną naukę. Zdobyte od tamtego czasu doświadczenie i poszerzanie wiedzy zaprocentowało.
Nie odnoszę wrażenia, że jestem "orłem" - można było znacznie lepiej zarządzać swoimi aktywami i wyjść w tym czasie na duży plus. Porównując się jednak do najpopularniejszych TFI, które teraz potrzebują jeszcze ok. 50%, aby odrobić straty, mogę stwierdzić, że dobrze postąpiłem zarządzając portfelem samodzielnie. Rozumiem, że TFI mają trudniej - obracają zbyt dużą gotówką. W przypadku hossy pompują ją, w przypadku bessy pogłębiają spadki. Dlatego wolę rolę drobnego inwestora i testuję TFI aktywnej alokacji, które mnie pozytywnie rozczarowały.
Kończąc ten wpis zastanawiam się "Co dalej będzie?" Decyzji nie sugeruję, choć wycofałem znaczną część kapitału z rynku. Wielkich długotrwałych wzrostów chwilowo nie czuję (spodziewałbym się nawet lekkich spadków), chyba że TFI zaczną się masowo reklamować i miliardy wpadną do TFI od tych, którym jeszcze trochę gotówki zostało na super oprocentowanych 5% lokatach;) Napompuje to GPW tworząc jakąś hossę, w której wartość faktyczna spółki nijak się będzie miała do jej zbyt dużej wartości na rynku, a później znów się historia powtórzy...
Co więc warunkuje znamiona sukcesu lub sam sukces? Szczęście lub elementarna wiedza na temat rynku i biznesów, w które inwestujesz. Na pierwszym daleko nie zajedziesz, na drugim masz znacznie większe szanse. Oczywiście optymalnie, gdy zachodzą oba warunki. Bardzo pomocnym jest również analizowanie psychologii tłumu (analiza techniczna).
Jak najbardziej, odrobiłem od marca do sierpnia 2009 około 95% wszystkich strat z czasu tąpnięcia od jesieni 2007, kiedy zacząłem jako "żółtodziób" inwestować. Straty były spowodowane nie do końca przemyślaną serią decyzji. Wiedza kosztuje. Traktowałem zawszę tą stratę jako opłatę za praktyczną naukę. Zdobyte od tamtego czasu doświadczenie i poszerzanie wiedzy zaprocentowało.
Nie odnoszę wrażenia, że jestem "orłem" - można było znacznie lepiej zarządzać swoimi aktywami i wyjść w tym czasie na duży plus. Porównując się jednak do najpopularniejszych TFI, które teraz potrzebują jeszcze ok. 50%, aby odrobić straty, mogę stwierdzić, że dobrze postąpiłem zarządzając portfelem samodzielnie. Rozumiem, że TFI mają trudniej - obracają zbyt dużą gotówką. W przypadku hossy pompują ją, w przypadku bessy pogłębiają spadki. Dlatego wolę rolę drobnego inwestora i testuję TFI aktywnej alokacji, które mnie pozytywnie rozczarowały.
Kończąc ten wpis zastanawiam się "Co dalej będzie?" Decyzji nie sugeruję, choć wycofałem znaczną część kapitału z rynku. Wielkich długotrwałych wzrostów chwilowo nie czuję (spodziewałbym się nawet lekkich spadków), chyba że TFI zaczną się masowo reklamować i miliardy wpadną do TFI od tych, którym jeszcze trochę gotówki zostało na super oprocentowanych 5% lokatach;) Napompuje to GPW tworząc jakąś hossę, w której wartość faktyczna spółki nijak się będzie miała do jej zbyt dużej wartości na rynku, a później znów się historia powtórzy...
wtorek, 2 czerwca 2009
Cudowny lek FUKITOL - zażyj zanim będzie gorzej
Zastosowanie:
- przygnębienie
- przepracowanie
- niska samoocena
- problemy w domu
- problemy finansowe
- problemy w pracy
Badania kliniczne wskazują na możliwe przyczyny:
- branie zbyt dużo na siebie
- brak asertywności
- "miarka się przebrała"
- chcą, żebyś był robotem lub nim już jesteś
- jesteś właśnie na równi pochyłej
Działanie:
- Odprężające
- Ułatwiające myślenie
- Zwiększające produktywność
Dawkowanie:
- Doraźnie przyjmij dawkę FUKITOL 1000mg, włącz myślenie.
- Zaplanuj jak "ubić potwora" i zacznij działać.
- Kurację powtarzać do wystąpienia pożądanego efektu.
- Przed spaniem zażywać FUKITOL FORTE.
poniedziałek, 11 maja 2009
Dojazdy do pracy, miejsce zamieszkania i jakość życia
Ja to proszę pana mam bardzo dobre połączenie. Wstaję rano za piętnaście trzecia. (...) Śniadanie jadam na kolację. Tylko wstaję i wychodzę. (...) Płaszcz zakładam, opłaca mi się rozbierać po śniadaniu? (...) Jestem za piętnaście siódma (...) w robocie i jeszcze mam kwadrans, to sobie obiad jem w bufecie. To po fajrancie nie muszę zostawać coś zjeść, tylko prosto do domu i góra 22:50 jestem z powrotem...
To zabawny urywek filmu. Znam jednak rzeczywiste przypadki. Osoba spoza dużego miasta M jest w stanie dojechać z odległości 160km do miejsca X w M (w tym przez miasto M) przez 2.5h, podczas gdy mieszkaniec miasta M dojeżdża co dzień do pracy w miejsce X w M zwykle przez ok. 1.8-2.0h. Doliczmy jeszcze do tego mieszkanie kupione za cenę 2x wyższą niż ten pierwszy... żeby mieć bliżej do pracy... o 0.5-0.7h.
Spotkałem się także z przypadkami takich, którzy pracują w jednej ze znanych korporacji:
- 8h gdy mają urlop,
- 12h - 8:00-20:00 - w każdy dzień roboczy poza urlopem.
Wtedy faktycznie jest się w domu "góra 22:50".
Następnego dnia powtórka. Wstać o 5:00. Dojazd. Praca. Dojazd. Spać.
Gdzie jest czas na życie?
Czy faktycznie to świadomy wybór, czy tak się redukuje dysonans poznawczy i boi się rozpatrywać te tematy krytycznie? Może faktycznie były to trafne decyzje, ale zawsze warto się zastanowić:
1. Czego na prawdę potrzebuję i czego chcę?
2. Czy jestem robotem?
3. Czy opłaci się kupić to 5-10% tańsze mieszkanie na obrzeżach wielkiego miasta z kiepskim dojazdem? Patrz 3xlokalizacja.
4. Co będę mieć z tego, że zarobię więcej, jeśli nie będę mieć czasu na skorzystanie z tego? Czy jest to realizacja punktu 1? Patrz PITA.
Moda na kryzys przemija
Moda na kryzys przemija, teraz moda na świńską grypę.
Dla przypomnienia niedawno media "trąbiły" o kryzysie jak teraz o świnkach, a wcześniej była moda na ptasią grypę i kurczęta ;)
W samych USA około 40 000 rocznie ludzi umiera z powodu powikłań pogrypowych.
Przez AIDS codziennie 5700 osób. O co ta panika?
Do meritum. Skoro media zaczęły się interesować nowym tematem, czy nie czas spojrzeć realnie na wykresy liderów i wybicia wśród spółek giełdowych? Bez problemu w ciągu ostatnich 3 miesięcy 2009 można było zarobić na pozycji długiej powyżej 20-50%, a nawet ponad 100%. (np. KGHM, JUTRZENKA, DGA, PULAWY). Niezły kryzys! Żeby nie być gołosłownym Jutrzenka średnio po 1,67PLN, "kiszę" od 120 dni.
Ale potrzebne było wytłumaczenie: ciężko jest, będziemy mniej płacić pracownikom; jest kryzys, to nie płacimy naszym dostawcom za serwis; w domyśle wszyscy nas zrozumieją... nie udaje się sprzedawać, bo kryzys; mamy długi od kilku miesięcy, bo kryzys (tylko że te długi powstały przed kryzysem)... itp, itd...
Oczami prawie laika - może jeszcze za wcześnie mówić o hossie, ale zanim przeciętny Kowalski się obudzi, znów będzie kolejna "górka", nakupi funduszy, bo tak mu powiedzą "doradcy inwestycyjni" (czyt. sprzedawcy spadających noży) i rok później sprzeda ze stratą 20-50%.
Dopóki WIG nie spadnie nagle o 20-30%, to nie uwierzę, że jeszcze mamy kryzys :) Wątpię, aby było to prawdopodobne. Moda na kryzys przemija. To, co nas teraz czeka, to co najwyżej korekta ostatnich wzrostów. Nie wierzę, że ostatni dołek zostanie osiągnięty. Kryzys się już znudził.
Dla przypomnienia niedawno media "trąbiły" o kryzysie jak teraz o świnkach, a wcześniej była moda na ptasią grypę i kurczęta ;)
Według WHO na SARS do maja 2003 roku zmarło 770 osób, a na ptasią grypę ok. 130 osób. W wyniku zachorowania na świńską grypę umarło do tej pory ok. 150 osób. - źródło news.money.pl
W samych USA około 40 000 rocznie ludzi umiera z powodu powikłań pogrypowych.
Przez AIDS codziennie 5700 osób. O co ta panika?
Do meritum. Skoro media zaczęły się interesować nowym tematem, czy nie czas spojrzeć realnie na wykresy liderów i wybicia wśród spółek giełdowych? Bez problemu w ciągu ostatnich 3 miesięcy 2009 można było zarobić na pozycji długiej powyżej 20-50%, a nawet ponad 100%. (np. KGHM, JUTRZENKA, DGA, PULAWY). Niezły kryzys! Żeby nie być gołosłownym Jutrzenka średnio po 1,67PLN, "kiszę" od 120 dni.
Ale potrzebne było wytłumaczenie: ciężko jest, będziemy mniej płacić pracownikom; jest kryzys, to nie płacimy naszym dostawcom za serwis; w domyśle wszyscy nas zrozumieją... nie udaje się sprzedawać, bo kryzys; mamy długi od kilku miesięcy, bo kryzys (tylko że te długi powstały przed kryzysem)... itp, itd...
Oczami prawie laika - może jeszcze za wcześnie mówić o hossie, ale zanim przeciętny Kowalski się obudzi, znów będzie kolejna "górka", nakupi funduszy, bo tak mu powiedzą "doradcy inwestycyjni" (czyt. sprzedawcy spadających noży) i rok później sprzeda ze stratą 20-50%.
Dopóki WIG nie spadnie nagle o 20-30%, to nie uwierzę, że jeszcze mamy kryzys :) Wątpię, aby było to prawdopodobne. Moda na kryzys przemija. To, co nas teraz czeka, to co najwyżej korekta ostatnich wzrostów. Nie wierzę, że ostatni dołek zostanie osiągnięty. Kryzys się już znudził.
piątek, 8 maja 2009
Jestem robotem... tempo, tempo, tempo, tempo
Produktywność, ludzie roboty a rozwój firmy lub organizacji.
Zatrzymaj się i zastanów:
1) czy jesteś robotem?
2) czy odpowiedź z punktu 1 Ci odpowiada?
Jeśli odpowiedź to 2xTAK, opuść ten wpis i wróć do swoich obowiązków.
Potrzebna terapia szokowa
Zwykle przez całe swoje życie "przeciętny Kowalski" nie dostrzega, że powinien się zastanowić nad tym co robi. Niektórzy znajdą czas na zadanie sobie pytania z początku posta: czy jesteś robotem? Zwykle pytanie przychodzi do głowy dopiero, gdy coś się w procesorach przepali, gdy jest whiskas zamiast mózgu. Coś a la terapia szokowa. Wypalenie zawodowe i frustracje z tym związane, to jakby odruch obronny przed uszkodzeniem głównego procesora w głowie lub znany ze świata komputerów kernel panic lub ekran śmierci. Granica zmęczenia materiału osiągnięta, stop! Włącz myślenie!
Powstanie człowieka-robota i utrwalenie stanu
Przygotowany przez rodziców, szkoły, do życia w społeczeństwie, w stylu przekazywanym z dziada pradziada, nie dostrzega, że może być lepiej. Wychowany przez zastraszanie "ciszej jedziesz, dalej zajedziesz" i "nie wychylaj się bo wypadniesz", nauczony przesadnej pokory, cieszy się tym, co ma, nie szuka więcej, nawet nie wie że może być lepiej. Do tego czasem jest pełen kompleksów. Najważniejsze to się dobrze uczyć i wykonywać swoje zadania. Szkoły uczą zwykle przetwarzania symboli, podstawiania do wzorów, ale bez zrozumienia. Uczy się bardzo dobrze, staje się wzorowym uczniem, ale nie rozumie po co to wszystko, nie potrafi użyć zdobytej wiedzy. Towarzyszy mu brak holistycznego podejścia do problemów, wyzwań, wykonywanych zadań.
Wszystko to sprawia, że łatwo przechodzi w tryb robota. Nawet jak mu jest źle, to po chwili zaczyna sobie to po swojemu tłumaczyć wpojonymi wartościami, daje o sobie znać dysonans poznawczy i już po chwili cieszy się, że dobrze być robotem.
Co złego w byciu robotem? Gdzie produktywność?
Niby nic... nawet robot pożądany jest w środowisku projektowym. Z drugiej strony czy osoba powtarzająca codziennie to samo, robiąca wszystko "na tempo", zapracowująca się, wykorzystuje swój intelekt produktywnie? Wątpliwe, a ponadto istnieje większe ryzyko błędów, pomyłek, głupiego działania, robienia niepotrzebnych rzeczy. Jeśli efekt pracy ma zależeć od użycia mózgu, to firma/organiacja ma problem. "Robot" musi swoje kwalifikacje gdzieś i kiedyś zdobyć, aktualizować się.
Praca mniej a lepiej, ilość nie przechodzi w jakość, skupienie się na tym co się robi, skuteczne planowanie, unikanie nadmiaru papieru i zautomatyzowanie swojej pracy - prowadzą do wzrostu produktywności i większej ilości wolnego czasu. Aby tego dokonać, trzeba chwilę odpocząć, dostrzec to i zacząć wprowadzać w życie Produktywność 2.0 (EN: Productivity 2.0).
Firma się rozwija, gdy jej pracownicy się rozwijają.
To nie dzięki pracownikowi robotowi firma się rozwija i jest konkurencyjna. Robot zwykle wykonuje swoje prace w sposób powtarzalny i nie zastanawia się nad sensem i celem swojej pracy. Niezbyt często zadaje sobie pytanie po co wiedzieć coś nowego? (o ile w ogóle, bo przecież nikt nie kazał się uczyć).
To ci, którzy mają odwagę przerwać tępe tempo, prowadzą do faktycznych zmian i wpływają na rozwój. Człowiek-robot musi stać się człowiekiem i świadomie kontrolować sytuację, wiedzieć czego chce. Wówczas pracodawca może odnieść dodatkowa korzyść stymulując pracownika zarządzając przez cele... pracownika. Umiejętnie zastosowane musi przełożyć się na faktyczne zwiększenie wydajności i rozwój całego złożonego bytu (firmy, organizacji, instytucji) oraz konkurencyjność na rynku dzięki innowacyjności i optymalizacji tej frakcji osób, które używają intelektu.
Zatrzymaj się i zastanów:
1) czy jesteś robotem?
2) czy odpowiedź z punktu 1 Ci odpowiada?
Jeśli odpowiedź to 2xTAK, opuść ten wpis i wróć do swoich obowiązków.
Potrzebna terapia szokowa
Zwykle przez całe swoje życie "przeciętny Kowalski" nie dostrzega, że powinien się zastanowić nad tym co robi. Niektórzy znajdą czas na zadanie sobie pytania z początku posta: czy jesteś robotem? Zwykle pytanie przychodzi do głowy dopiero, gdy coś się w procesorach przepali, gdy jest whiskas zamiast mózgu. Coś a la terapia szokowa. Wypalenie zawodowe i frustracje z tym związane, to jakby odruch obronny przed uszkodzeniem głównego procesora w głowie lub znany ze świata komputerów kernel panic lub ekran śmierci. Granica zmęczenia materiału osiągnięta, stop! Włącz myślenie!
Powstanie człowieka-robota i utrwalenie stanu
Przygotowany przez rodziców, szkoły, do życia w społeczeństwie, w stylu przekazywanym z dziada pradziada, nie dostrzega, że może być lepiej. Wychowany przez zastraszanie "ciszej jedziesz, dalej zajedziesz" i "nie wychylaj się bo wypadniesz", nauczony przesadnej pokory, cieszy się tym, co ma, nie szuka więcej, nawet nie wie że może być lepiej. Do tego czasem jest pełen kompleksów. Najważniejsze to się dobrze uczyć i wykonywać swoje zadania. Szkoły uczą zwykle przetwarzania symboli, podstawiania do wzorów, ale bez zrozumienia. Uczy się bardzo dobrze, staje się wzorowym uczniem, ale nie rozumie po co to wszystko, nie potrafi użyć zdobytej wiedzy. Towarzyszy mu brak holistycznego podejścia do problemów, wyzwań, wykonywanych zadań.
Wszystko to sprawia, że łatwo przechodzi w tryb robota. Nawet jak mu jest źle, to po chwili zaczyna sobie to po swojemu tłumaczyć wpojonymi wartościami, daje o sobie znać dysonans poznawczy i już po chwili cieszy się, że dobrze być robotem.
Co złego w byciu robotem? Gdzie produktywność?
Niby nic... nawet robot pożądany jest w środowisku projektowym. Z drugiej strony czy osoba powtarzająca codziennie to samo, robiąca wszystko "na tempo", zapracowująca się, wykorzystuje swój intelekt produktywnie? Wątpliwe, a ponadto istnieje większe ryzyko błędów, pomyłek, głupiego działania, robienia niepotrzebnych rzeczy. Jeśli efekt pracy ma zależeć od użycia mózgu, to firma/organiacja ma problem. "Robot" musi swoje kwalifikacje gdzieś i kiedyś zdobyć, aktualizować się.
Praca mniej a lepiej, ilość nie przechodzi w jakość, skupienie się na tym co się robi, skuteczne planowanie, unikanie nadmiaru papieru i zautomatyzowanie swojej pracy - prowadzą do wzrostu produktywności i większej ilości wolnego czasu. Aby tego dokonać, trzeba chwilę odpocząć, dostrzec to i zacząć wprowadzać w życie Produktywność 2.0 (EN: Productivity 2.0).
Firma się rozwija, gdy jej pracownicy się rozwijają.
To nie dzięki pracownikowi robotowi firma się rozwija i jest konkurencyjna. Robot zwykle wykonuje swoje prace w sposób powtarzalny i nie zastanawia się nad sensem i celem swojej pracy. Niezbyt często zadaje sobie pytanie po co wiedzieć coś nowego? (o ile w ogóle, bo przecież nikt nie kazał się uczyć).
To ci, którzy mają odwagę przerwać tępe tempo, prowadzą do faktycznych zmian i wpływają na rozwój. Człowiek-robot musi stać się człowiekiem i świadomie kontrolować sytuację, wiedzieć czego chce. Wówczas pracodawca może odnieść dodatkowa korzyść stymulując pracownika zarządzając przez cele... pracownika. Umiejętnie zastosowane musi przełożyć się na faktyczne zwiększenie wydajności i rozwój całego złożonego bytu (firmy, organizacji, instytucji) oraz konkurencyjność na rynku dzięki innowacyjności i optymalizacji tej frakcji osób, które używają intelektu.
wtorek, 5 maja 2009
Brak kapitału na biznes to usprawiedliwienie lenistwa
Słowa pochodzą z ciekawego serialu internetowego www.milioneuro.tv odcinek monetyzacja. Autor Michał Napierała w bardzo fajny, kreatywny i przystępny sposób omawia poczynania jakie należy podjąć w celu zdobycia "miliona". Odcinki są filmami wysokiej jakości, które ogląda się z przyjemnością.
Każdy pomysł ma w sobie coś, co może zostać zburzone przez zwątpienie, sceptycyzm i zanegowanie ich w momencie, gdy dopiero tworzy się koncepcja. Gdy ktoś zacznie zarabiać na nim zaczynamy się pukać w głowę, przecież to było takie oczywiste... jak jajko Kolumba. Dlaczego w takim razie samemu nie wymyśliłeś naszej-klasy lub grona?
W zaniechaniu kolejny problem. Często chomikuje się pomysły bojąc się, że ktoś je ukradnie, zamiast je przemyśleć, stworzyć plan działania i zrealizować. Jeśli tego nikt nie zrealizował, to czemu nie spróbować? Gdy pomysł, który był taki genialny zostanie wrzucony do szuflady, stanie się kolejnym z cyklu wartych 12,50PLN z VAT, ewentualnie ktoś inny na nim zarobi i odniesie sukces dzięki efektowi pierwszeństwa, jak chociażby nasza-klasa, która była pierwsza na polskim rynku i nie ma drugiej ;)
Jeśli już musimy zaniechać, warto spisywać i co jakiś czas przeglądać. Tak czynił Arystoteles Onassis. Miał dużo ciekawych pomysłów, nie chciał o nich zapomnieć, ale chciał również skupić się na bieżących sprawach. Założył zeszyt, w którym notował pomysły. Na bieżąco analizował zapiski i w odpowiednim czasie pomysły wprowadzał w życie.
Każdy pomysł ma w sobie coś, co może zostać zburzone przez zwątpienie, sceptycyzm i zanegowanie ich w momencie, gdy dopiero tworzy się koncepcja. Gdy ktoś zacznie zarabiać na nim zaczynamy się pukać w głowę, przecież to było takie oczywiste... jak jajko Kolumba. Dlaczego w takim razie samemu nie wymyśliłeś naszej-klasy lub grona?
Pomysł okazuje się genialny w swojej prostocie, gdy ktoś zarobi na nim milion euro - milioneuro.tv
W zaniechaniu kolejny problem. Często chomikuje się pomysły bojąc się, że ktoś je ukradnie, zamiast je przemyśleć, stworzyć plan działania i zrealizować. Jeśli tego nikt nie zrealizował, to czemu nie spróbować? Gdy pomysł, który był taki genialny zostanie wrzucony do szuflady, stanie się kolejnym z cyklu wartych 12,50PLN z VAT, ewentualnie ktoś inny na nim zarobi i odniesie sukces dzięki efektowi pierwszeństwa, jak chociażby nasza-klasa, która była pierwsza na polskim rynku i nie ma drugiej ;)
Jeśli już musimy zaniechać, warto spisywać i co jakiś czas przeglądać. Tak czynił Arystoteles Onassis. Miał dużo ciekawych pomysłów, nie chciał o nich zapomnieć, ale chciał również skupić się na bieżących sprawach. Założył zeszyt, w którym notował pomysły. Na bieżąco analizował zapiski i w odpowiednim czasie pomysły wprowadzał w życie.
Subskrybuj:
Posty (Atom)